czwartek, 15 listopada 2018

Cleopatrick: „Nasza muzyka to po prostu my"

Dwóch skromnych, ale wielkich i szczerych przyjaciół spotkało się parę lat temu i po przeżyciu ze sobą kolejnych miesięcy stworzyli marzenie o własnym zespole. To najprostszy opis młodego duetu Cleopatrick, z którym udało mi się porozmawiać jako pierwszemu w Polsce, jeszcze przed ich wyjazdem na trasę po USA.

(fot. Janine Van Oostrom, Instagram: @janine.v.photography)

Jakub Balcerski (blog Czas Na Rock): Jak doszło do Waszych pierwszych spotkań – kiedy powstał zespół?

Zespół Cleopatrick: Cóż, spotkaliśmy się już w przedszkolu, gdy mieliśmy po 4 lata, a reszta to tak naprawdę historia. Słuchaliśmy i graliśmy muzykę, odkąd byliśmy 8-latkami. Cleopatrick uformował się w 2015 roku, gdy skończyliśmy szkołę. To był ważny moment naszego życia, bo wtedy zdecydowaliśmy się, żeby traktować naszą muzykę poważnie.

Mieliście jakieś muzyczne inspiracje?

Jako dzieci obaj inspirowaliśmy się bardzo tym, czego słuchali nasi rodzice – czy w samochodzie, czy podczas koncertów w naszym sąsiedztwie. Dla Luke’a najwcześniejszym wpływem był Dean Martin, a dla mnie (Iana) Bruce Springsteen i E-Street Band.

Jak opisalibyście swój styl grania?

Nie próbujemy wypracować sobie swojego specyficznego stylu. Nasza muzyka to po prostu my i wkładamy w nią całą swoją energię.

Często brzmicie w swoich utworach podobnie jak Royal Blood. Jak reagujecie na podobne porównania?

Słyszymy je cały czas, podobnie jak wiele innych duetów. Myślę, że to dość łatwe porównywać zespoły jedynie po wyglądzie, co nie jest fair. Bardzo lubimy Royal Blood, ale być stale porównywanym do nich wyłącznie ze względu na fakt, że mamy riffy i jest nas dwóch może być trochę frustrujący.
Gdy jesteście w studiu, albo tworzycie muzykę - macie jakieś założenia czy robicie wszystko spontanicznie?

Nie ma w tym zbyt wiele nadmiernego myślenia, gdy tworzymy naszą muzykę. Piszemy i gramy to, co przychodzi nam naturalnie. W tym momencie piszemy jedne z najlepszych piosenek w całej karierze. Jesteśmy podekscytowani przyszłością.

Wydaliście EP-kę „the boys” - jesteście zadowoleni z tego jak wypadła i jak zareagowała na nią publiczność?

„the boys” przywiodła nas do wielu cudownych miejsc w tym roku. Bylibyśmy zadowoleni nawet, gdyby interesowała jedynie małą grupkę naszych przyjaciół, więc sukces jaki osiągnęła jest dla nas niewyobrażalny.


(fot. Janine Van Oostrom, Instagram: @janine.v.photography)

W muzyce jest teraz wiele świetnych grup i artystów, którzy pozostają nieznani dla szerszej grupy słuchaczy. Mieliście w swojej karierze taki moment, gdy pomyśleliście - „Z nami będzie inaczej”?

Zawsze staraliśmy się po prostu pozostawać skupieni na tworzeniu muzyki, do której podchodzimy z ogromną pasją. Więc to tak naprawdę nigdy nawet nie przeszło nam przez myśl. Ale w sumie nigdy nie myśleliśmy też o robieniu wywiadów dla Polski.

Jesteście na parę chwil przed trasą po USA – jak się wobec niej czujecie i co może być jej najważniejszym elementem?

Jesteśmy bardzo podekscytowani graniem koncertów w Stanach. Teraz najważniejszym jest dostać się do Los Angeles, żebyśmy mogli spróbować skrzyknąć się z Jonahem Hillem. 

Wydaliście już parę EP-ek – myślicie już o pełnym albumie, czy nadal chcielibyście wydawać single i łączyć je w mniejsze wydawnictwa?

Przygotowujemy specjalne rzeczy dla kogokolwiek, kto nas słucha. Planujemy kompletnie unicestwić rynek w ciągu następnych paru lat – to możemy powiedzieć na pewno.

Jesteście teraz dość popularni w Europie – kiedy zamierzacie tu wrócić i może odkryć parę nowych miejsc (może kiedyś Polskę)?

Będziemy z powrotem tak szybko jak to tylko możliwe. Nasze europejskie koncerty były jednymi z najmocniejszych i najbardziej wyjątkowych, jakie kiedykolwiek zagraliśmy. Nie możemy się, więc doczekać powrotu i oby także pojawienia się w nowych miejscach (wraz z Polską).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz